Książki z dzieciństwa


Książki z dzieciństwa


Uwielbiam książki od dziecka. Jako maluch miałam w domu pokaźną biblioteczkę. Mama dbała o to by książka zawsze pojawiła się w prezencie urodzinowym, bożonarodzeniowym czy po prostu ot tak bez okazji.



Doskonale pamiętam moją pierwszą książkę ze zwykłymi papierowymi kartkami. Było to 12 złotych bajek Carlosa Busquetsa. W książce znajdowały się takie bajki jak: Brzydkie kaczątko, Czerwony Kapturek, Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków, Jaś i Małgosia, Kopciuszek, Piotruś Pan, Tomcio Paluszek, Śpiąca królewna, Alicja w Krainie Czarów, Bambi, Kot w butach Pinokio. Miałam około 3 lat, gdy ja dostałam. Mam tę książkę do dziś. Uwielbiam ją. Mama mi ją czytała a ja piłam kaszę mannę z butli i kręciłam loczka. Jak byłam starsza czytałam ją mojej młodszej siostrze z bazie zrobionej z koców i poduszek. Uwielbiałyśmy oglądać piękne ilustracje znajdujące się w tej książce. Było nam smutno, gdy Brzydkie Kaczątko gonił groźny pies, zastanawiałyśmy się co Czerwony Kapturek niesie w koszyczku, ile diamentów wykopywały w kopalni krasnoludki, jaki mają smak słodycze z których jest zrobiona chatka Baby Jagi, jak małą stopę miał Kopciuszek, dlaczego Tomcio Paluszek rzucał okruszki na ziemie skoro zaraz znikały w brzuszkach ptaków, bałyśmy się wstrętnej wiedźmy z wrzecionem, chciałyśmy spotkać zaczarowanego królika, pocieszyć plączącego po stracie matki Bambiego, poznać głos Kota w butach i powiedzieć Pinokiowi by nie słuchał Lisa. Razem z siostra godziny spędziłyśmy nad tą książką. Obecnie leży schowana w kartonie i czeka na nowego właściciela w naszej rodzinie. Tak się zdarzyło, że w tym roku na Słoneczkach, w mojej grupie przedszkolnej, znajduje się taka sama książka. Jest w gorszym stanie, bo przeszła przez wiele więcej rąk, ale tak samo ciekawi dzieci. Z ogromną chęcią czytam ją moim przedszkolakom, a one bardzo chętnie jej słuchają i opowiadają. Przyjemne z pożytecznym.















Uwielbiałam siedzieć na wersalce, jako może 3 latka (jeszcze nie było mojej młodszej siostry), pić herbatkę, chrupać jabłko i oglądać elementarz mojej mamy oraz jej podręcznik do matematyki (strasznie mnie denerwowało, że był pomazany przez mojego starszego kuzyna). Moje najfajniejsze dziecięce wspomnienia łączą się z książkami, farbkami, pieczątkami, różowym pluszowym grającym misiem (który nadal działa i czeka na nowe pokolenie), kwiatami w ogrodzie i zwierzakami (pakowałam szczeniaczka w siatkę razem z książką i robiłam na ogrodzie piknik, psiak drzemał w słonku na podusi, a ja przeglądałam bajki), a także brudną buzią, bo szkoda było odejść od fajnych rzeczy, a lubiłam tartą czekoladę, no i przebierankami szczególnie w stroje z guzikami… Jejku jakie ja miałam fajne dzieciństwo! Wolne od technologii. Nawet bajek nie lubiłam oglądać. Ciekawiły mnie tylko bajki Disney’a i filmy przyrodnicze, więc niedziela była na oglądanie, a reszta dni na poznawanie świata. Nigdy się nie nudziłam, zawsze miałam co robić, sama wymyślałam zabawy.

Mama nie chciała mi czytać baśni braci Grimm (bo były straszne) i schodziłam z książką do cioci. Jako 3, 4 latka uwielbiałam dziwne historie, choć później zastanawiałam się czy i u nas jest garnek ze smalcem i siekiera na suficie w piwnicy. Kolejnym odkryciem były baśnie Andersena, które mnie dziwiły i intrygowały, ilustracje trochę przerażały, ale dzięki temu jeszcze bardziej pamiętałam tekst i cieszyłam się, że u mnie w rodzinie jest wszystko w porządku.






Gdy pojawiła się moja siostra wspólnie oglądałyśmy książki, ale także budowałyśmy z tych mających kartonowe kartki domki dla lalek. Książki towarzyszyły nam każdego dnia podczas zabawy. Były nieodłącznym elementem naszego dnia. Nie dość, że je czytałyśmy, oglądałyśmy, opowiadałyśmy sobie nawzajem, to jeszcze układałyśmy inne historie do obrazków lub zastanawiałyśmy się jakie ilustracje można jeszcze do nich stworzyć. Nasz ulubione kartonowe bajki to „Miś Kuba”, prosta historia z pięknymi ilustracjami i opisem wielkiej przyjaźni misia i ptaszka i „Nasi przyjaciele króliczki”, gdzie bohaterem był niezdarny, rozmarzony królik, także Kubuś, z którego śmiała się żaba. JEŚLI MA KTOŚ NA ZBYCIU TE KSIĄŻKI Z WIELKĄ CHĘCIĄ JE ODKUPIĘ :) Kochałam także wszystkie książki Disney’a, te sobie zatrzymałam i czytam je każdego roku w przedszkolu i trzymam dla swego dziecka. Może to głupie, ale czytając je czuję miłość mojej mamy, jak wtedy, gdy to ona mi je czytała i mam łzy w oczach na samo wspomnienie wielkiej miłości matki do córki. Dzieciaki też czasami płaczą, bo to są naprawdę piękne książki, pisane wspaniałym językiem. Teraz trudno mi jest znaleźć tak inspirującą książkę, bo często ważniejsza jest ilość brokatu na okładce. Boli, gdy słyszę, że dziecko nie ma książki w domu. Zastanawiam się jak to możliwe? Przecież wspólne oglądanie ilustracji, czytanie tworzy ogromną więź rodzica z dzieckiem. Rozbudza w maluchu wielką miłość do przyrody, ludzi, uczy radości z tego co się ma, rozwija wyobraźnię do tego stopnia, że czuje się zapach lodów z chatki Baby Jagi czy słyszy stąpanie sarny po leśnej polanie. Najpiękniejszy czas to siedzenie na kolankach mamy i wspólne „książkowanie”. Mimo zmęczenia rodzica, nie było braku czasu dla dziecka, tylko wspólne przerzucanie kartek, wspólny czas. Na dobranoc jeszcze do książki dochodziła butla kaszy manny.

Cieszyłam się bardzo, gdy samodzielnie mogłam czytać mojej siostrze. To rodzaj chłopczycy, ale też płakała jak Mufasa spadał ze skały lub ktoś śmiał się z Dumbo, bo miał wielkie uszy. Justa jako dziecko wolała tłuczki i pokrywki, więc została kucharzem. Woli książki kucharskie, jednak miłość do Disneyowskich bajek pozostała. Ja przez miłość do książek zostałam pokierowana do nauczycielstwa. Uwielbiałyśmy porównywać treść książek do treści bajek (mam schowane VHS i zastanawiam się czy to jeszcze można przegrać, bo odnowione wersje nas irytują, a czasami po tygodniu pracy ma się ochotę na 101 dalmatyńczyków…).



Książki pozwoliły nam bardziej wczuwać się w rolę zwierząt. Mieszkałyśmy na wsi, więc zawsze na podwórku były psy, koty, kury, gęsi, świnie, krowy, konie i wiele innych. Podczas ich przechadzania się po ogrodzie, podwórku, łące dubbingowałyśmy je i miałyśmy zabawę na 100 fajerek. Godzinami się zaśmiewałyśmy i bawiłyśmy na dworze razem ze zwierzakami.

Życzę takiego dzieciństwa każdemu dziecku. Wiem, że większość dzieci nie ma obecnie styczności ze zwierzętami z wiejskiego podwórka, ale nawet dubbingowanie chomika może być zabawne. Czytanie daje wiele radości. Ciężko mi to opisać. To trzeba czuć. Do dziś jak ze stresu nie mogę spać, zamiast przekręcać się kilka godzin z boku na bok w łóżku, wolę wstać, przeczytać kilka rozdziałów, co mnie uspokoi, uporządkuje moje myśli i znów położyć. Książka jest lepsza, bezpieczniejsza niż np. kieliszek. A dodaje sił i energii jak porządna kawa (kawy nie potrzebuję…) czy dobre słowo. Czytanie jest dla mnie lekarstwem. Czasami sięgnę po kryminał, thriller, fantasy, naukową czy pedagogiczną książkę. Każda ma jakąś wartość. Pozwoli wcielić się w rożne role. Spojrzeć na świat z punktu widzenia różnych ludzi. Pomyśleć nad sobą i swoim życiem. Ktoś powie, że nie ma czasu na czytanie. Czytam w kolejce w sklepie, w autobusie, w poczekalni u lekarza, między smażeniem jednego a drugiego kotleta, myjąc naczynia słucham audiobooka. Nawet kilka przeczytanych zdań dziennie ma zbawienny wpływ. Wiadomo, że książka nie zastąpi drugiego człowieka, jednak warto pomyśleć o książce jako codziennym wsparciu, które pomoże w chwili otwarcia okładki.


Pozdrawiam serdecznie.
Agnieszka 

Zapraszam na fb Z książką w sercu oraz Instagram zksiazkawsercu


Komentarze